Człowiek zawsze stara się zapewnić sobie zaszczyt, a przed cierpieniem uciec. Jest też skłonny wywyższać się ponad innych i osiągnąć sukces wszelkim kosztem. Woli siebie uniewinnić niż uniżyć się w czymkolwiek. Taka jest nasza ludzka natura. Nam, ludziom, trudno jest przyjąć cierpienie. Dopiero głębokie zrozumienie tajemnicy krzyża i wewnętrzne jej przyjęcie pozwala przyjąć wymagania płynące z naśladownictwa Chrystusa. Jakie musimy spełnić wymagania? Trzeba odrzucić pragnienie bycia na świeczniku, czyli pragnienie pierwszeństwa, pragnienie współzawodnictwa wynikającego z pychy, pozbyć się zarozumiałości z powodzenia, odrzucić dążenie do osobistych tylko celów.
To w takim razie drugie pytanie, po co? Ano trzeba temu sprostać, by naśladować Chrystusa, by służyć innym, nieść swój krzyż i ofiarować się z Panem Jezusem „na okup za wielu”, za wszystkich. Takie przyjęcie cierpienia może być dla nas drogą zbawienia i ratunkiem dla świata i ludzi. Jak czytamy w Liście do Hebrajczyków: „Przybliżmy się więc z ufnością do tronu łaski, abyśmy otrzymali miłosierdzie i znaleźli łaskę dla [uzyskania] pomocy w stosownej chwili.” Cytat ten równie dobrze odnosi się do nas, do naszych dni i godzin.
A zatem ostatnie pytanie w rozważaniu: w jakiej to stosownej chwili? W każdej chwili, w każdej sekundzie, minucie, godzinie, bowiem nie znamy dnia ani godziny, kiedy Pan do nas przyjdzie. Nie pytajmy Pana, co mamy uczynić dla Niego, ale bierzmy z Niego przykład, bierzmy na swoje barki cierpienia nasze i innych, by być sługami, a nie tymi, którzy oczekują samych łask i dobra, gdyż w ich przekonaniu to im się należy. Błogosławionej niedzieli.
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis